Większą część swojego dorosłego życia tkwiłam w rozpamiętywaniu przeszłości i wyrzucaniu sobie, że coś mogło być inaczej. O matulu ile ja lat zmarnowałam, ile szans przekreśliłam,  wieczne żale, wylewane łzy, nieprzespane noce. Aż do chodzisz do muru i myślisz długo za długo co dalej - żyć czy dać sobie spokój.

 Zdecydowałam - ŻYĆ.

Pierwszy raz bardzo świadomie podjęłam decyzję. A podobno decyzja to pierwszy krok do sukcesu. Jak już podjęło się decyzję to trzeba robić następny i następny krok. Bo przecież nie będę stała w miejscu. Nie jest łatwo robić te kroczki (póki co) wychodząc z letargu. Nie można w ciągu miesiąca osiągnąć wyżyny, gdy w dół schodziło się latami. Ale mam ten wewnętrzny spokój, że to jest ten właściwy czas i właściwy kierunek. Pielęgnuję ten spokój, by urosnąć w siłę. A wtedy zdziałam cuda, które zaskoczą innych a przede wszystkim siebie i będę w końcu spełniona. Nie będę już patrzeć wstecz, a będę mieć plany i marzenia do zrealizowania.

Może właśnie tak jest, że na wszystko jest odpowiedni czas.

        Piszę tak patetycznie jakbym dziś nie wiadomo jaki sukces osiągnęła. W sumie obecnie każdy dzień można nazwać małym sukcesem ,choćby przez to, że zasypiam i wstaje z radością i spokojem w sercu.  Nie robiłam dziś niebywałych rzeczy, raczej przyziemne. Ale obecnie mają też dla mnie ogromną wartość takie rzeczy jak czytanie książek wartościowych, a takowe u mnie się pojawiły czy ćwiczenia coachingowe. Z realizacja planu dziś również pod górkę ale twierdzę, że do 24 jeszcze trochę czasu i może się okazać, że wyrobię haha. Znowu dziś trochę rzeczy sprzedałam i dzięki znajomym może uzbieram coś na te studia.

Za chwile koniec stycznia, więc należałoby podsumować miesiąc. Ale to w niedzielę. A teraz czas, by odhaczyć coś z planera, bo jestem po tyłach  ;)

Komentarze

Popularne posty