Oj jak wielu ludzi nie lubi poniedziałków. Wiele osób już w niedzielę nie jest zachwycone, że następnego dnia jeszcze bardziej mentalnie będą cierpieć. Wiemy dlaczego. Poniedziałek dla wielu to  wyrwanie z oazy spokoju, odpoczynku, rozrywki i z domowych pieleszy. Poniedziałek = praca, ale czy to źle. Przecież powinniśmy się cieszyć, że mamy pracę, nie jeden nie ma takiej okazji. Ale jednak mam wrażenie, że najbardziej cierpią te osoby przy poniedziałku, co jednak maja zastrzeżenia do swojej pracy. Nie ma co ukrywać, że wielka grupa ludzi, nie robi w życiu tego, co naprawdę by chciała - z różnych przyczyn. Część osób, w tym ja, nie wie czego chce i też nie zadowoli się poniedziałkiem. Ale są też ludzie, którzy z uśmiechem na twarzy, spokojem w sercu wstają rano w poniedziałek i witają się z nowym tygodniem, nowymi wyzwaniami i sukcesami. Bardzo bym chciała do tych osób należeć i będę ciężko pracować nad tym. 
Dla mnie bardzo ciężką sprawą jest określenie siebie, tego co chce, czego oczekuje, jakie mam marzenia i jaka jest moja pasja. Tego ostatniego mam wrażenie, że tak naprawdę nie mam. Robiłam wiele rzeczy myśląc jak mnie coś ciekawi, zajmuje ale to nigdy nie było na długo. Szybko się zniechęcałam, nudziłam, znajdywałam coś nowego itp. A tak bardzo myśląc o zawodowej karierze, chciałabym móc robić coś co naprawdę będę lubić przez co będę chciała się rozwijać i będę wstawać z uśmiechem na twarzy. Do tej pory nie żyłam jakoby swoim życiem. Niby podejmowałam jakieś decyzje, ale głównie wynikały z uległości, braku asertywności, sytuacji zdrowotnych, aspiracji męża i wizji mamy. A ja tylko przytakiwałam. Czuje się pusta, bez wizji na przyszłość, ale każdego dnia o tym myślę, próbuje znaleźć rozwiązanie na moje bolączki. W przeciwieństwie do lat poprzednich póki co nie popadam w otchłań czarnych myśli. 
      Plusem dzisiejszego dnia jest krok do przodu jeśli chodzi o jakiś rozwój osobisty. Krok ten będzie mnie kosztować ponad 400zł na miesiąc, ale takie są realia jeśli chcesz uczyć się angielskiego indywidualnie. Kiedyś angielski, zwłaszcza w liceum, był przedmiotem, który lubiłam. Na tamtym etapie myślałam, że wykorzystam język zawodowo, bo myślałam, że po liceum pójdę na statek jak mój brat, bo nie wiedziałam co chce robić dalej. Wtedy myślałam, że fajnie by było podróżować, szlifować język i zarabiać pieniądze. Ale co, mój brak asertywności wziął górę i spełniłam wizje mamy i poszłam na studia. Tak mam mgr, ale co z tego jak papier tak naprawdę jest bezwartościowy, bo nie pracowałam w tzw zawodzie haha. Ale ok uczę się odpuszczać, więc nie ma co drążyć tematu. Stało się i trzeba żyć i działać.
Dziwne, ale pomyślałam, że może warto wrócić do angielskiego. Zobaczymy jak mi pójdzie powrót do nauki, mózg musi się rozkręcić.
      Kolejnym plusem dzisiejszego dnia, było zaangażowanie męża w sprawy dziecięce. Tym razem to on pojechał z synem na zajęcia a przy okazji zrobił zakupy na większą część tygodnia, wg mojej listy zakupów. A ja dzięki temu dalej szukałam dla siebie rozwiązań, pomysłu, czytałam, słuchałam itp. 
     Skończyłam w końcu pierwszą chustę na szydełku. Mamo chyba jakieś 2 m-ce pracy, ale jestem zadowolona, ale mam w planie inne, ale to w ramach luzów. Musze jeszcze blokować chustę i może iść jako prezent dla teściowej. Czy to na dzień babci czy urodziny, zależy na kiedy wyrobie haha. Prezent dla Dziadków już zorganizowany, jeszcze tylko dzieci maja ciastka zrobić. Miałam jeszcze usztywnić serwetkę, którą chciałam dać mamie na urodziny, ale musze kurka po szpiki jechać. Ciekawe, czy do piątku wyrobię.
Ostatnio pomyślałam, że można zaoszczędzić na prezentach a nie szaleć. Bo tak jak u KR usłyszałam, ze nie trzeba wydawać dużo pieniędzy, by zrobić prezent, że wystarczy książka itp, to również ja spróbuję skromniej. Nie wydawałam nie wiadomo ile, ale np mój  mąż ode mnie pod choinkę dostał prezent, który mogłam rozbić na dwa - świąteczny i urodzinowy. A ja wiecznie mam problem, by z prezentami czekać, haha. Na walentynki czasami też coś kupuję, a w tym roku może po prostu coś kulinarnie albo coś do 50zł. Ale pierwsza wersja mi bardziej pasuje haha. Zawsze oszczędność. Apropo oszczędności, ostatnio planuje budżet i mimo, że nie mam szału na koncie, cos staram się przyoszczędzić. A jak zostaje mi jakaś kaska w portfelu z zakupów to też na koniec tygodnia daje do skarbonki. Na razie powolutku coś tam wrzucam. potem będę sprawdzać ile odłożyłam. Albo co miesiąc zrobię rewizję.
    Wracając do dzionka, może nie spędziłam go intensywnie jak przystało na człowieka sukcesu, ale jestem na dobrej drodze hihi. A naprawdę sukcesem jest to, że praktycznie od prawie 3 tyg. sama od siebie nie włączam tv, nie oglądam, czasami mąż włączy a ja coś tworzę na kompie lub czytam. W ciągu 18 dni może 3 razy zdarzyło mi się zjeść coś słodkiego, ale nie przejadając się. i od 18 dni piszę posty na blogu. A to moje 3 nawyki na miesiąc styczeń. Jestem z siebie cholernie dumna, bo dla mnie to wyczyn a dla innych pierdoła. Tak więc nic tylko się cieszyć.

Komentarze

Popularne posty