Moja droga ostatnimi laty ma wiecznie zaułki. Gdzieś idę, a potem muszę wrócić i zaczynać od początku. Zaczynałam coś pełna entuzjazmu, aż do momentu napotkania wewnętrznego muru. Potem chwila oddechu i znowu coś mnie wciągało. Ale nie było to nic na dłużej, nic co by mnie do reszty pochłonęło, skradło moje serce. Szukałam chyba jakieś prawdziwej pasji, czy może drogi, którą bym dalej podążała, by czuć się spełniona. Właściwie sama już nie wiem, czy kiedykolwiek miałam jakąś prawdziwą pasję, marzenia obraz tego co chce w życiu. Teraz to co było już nie jest ważne. Trzeba wrócić do tu i teraz. Znaleźć swoje przeznaczenia i pasję i nie dać się "zbałamucić" przez nieproszone myśli.
Uczę się wdzięczności za każdy dzień, coraz lepiej mi to wychodzi. Każdego ranka budzę się i zasypiam. Oczywiście dzień do ideału ma daleko, ale jeszcze nigdy nie wkładałam tyle wysiłku, by móc na koniec dnia, że zrobiłam tyle ile trzeba i jestem z siebie dumna.
Z dzisiejszego dnia też mogę być zadowolona i z takim przeświadczeniem położę się do łóżka. Niedziela ma też swoje punkty do odhaczenia, ale nie po to, by się zajechać. Ostatnie dni były słabsze, ale myślę, że mój organizm i umysł musi też wyrobić sobie nawyk i się przystosować. Zwłaszcza w czasie kiedy dopadają mnie kobiece słabsze dni. Ale ważne zdawać sobie sprawę ze słabości i z nimi trzeba sobie radzić. Najważniejsze by się nie poddawać, bo krok po kroku, dzień za dniem dojdziemy do celu.
Komentarze
Prześlij komentarz