I ja mam cząstkę Boga w sobie. Zawsze wewnętrznie czuję i wierzę, ze jest. Ale teraz napiszę coś, co dla wielu może będzie hipokryzją. Nie chodzę do kościoła, no czasami jak jest pogrzeb, ślub, chrzest czy komunia to się zjawiam w tych murach. Jestem niby przypisana do wiary katolickiej, a jest mi zupełnie obca albo daleka. Nie chodzę do kościoła, bo nie czuję potrzeby. Dla mnie kościół to instytucja, dawno tam nie ma Boga. Wiem, będzie oburzenie. Napiszę krótko i na temat. Jak widzę obłudę, która kłębi się w tych 4 ścianach, to aż przykro. Dla mnie Bóg jest w nas, i naszym życiem, czynami dajemy tego świadectwo. Z Bogiem mogę rozmawiać z różnych miejsc - na łące, zasypiając, będąc w górach, gdziekolwiek i nie potrzebuje do tego murów ani pośredników. Nie jestem ideałem, nie jestem święta, nie modlę się typowymi modlitwami, nie chodzę co niedziele do kościoła, nie jestem z tych co pilnuje, by mięsa nie jeść w piątek. Mam swoje wartości i wierzę w to, że mimo tych tak widocznych dla katolików niedopuszczalnych rzeczy, jestem blisko Boga.
A co mogę napisać o dzisiejszym dzionku. Nie będę skromna - jestem z siebie dumna. Co założyłam, zrealizowałam. Mój koszmar przydasiowni, czy raczej POLIGONU powoli nabiera innych barw. Część rzeczy rozdaje za darmo i znaleźli się chętni. a część wyprzedaję za atrakcyjną cenę i też są chętni. POLIGON Elki Bruksselki to grupa na Facebooku z moimi znajomymi. A celem grupy jest sprzedanie wszystkiego co się da, co u mnie zalega a pieniądze będą przeznaczone na mój rozwój czyli jak się uda to studia podyplomowe od października. Wiem, nie jeden by stwierdził, że może jestem egoistką, bo przecież mam dzieci i jeszcze nie pracuję. To ja odpowiem tak:
Jeszcze 7 lat temu pracowałam na kierowniczym stołku w państwowej firmie (pracowałam tam 9 lat zaczynając 2 tygodnie po obronie mgr).Zaczynałam od zera czyli stażysty potem referenta itd. Wstawałam nie raz o 4.30, by dojechać na 7 do pracy, bo nie miałam auta. Nie zarabiałam jak zarabia się w korporacjach, ale było ok i pewniejszy etat. Aż tu nagle masz podjąć decyzję praca czy terapia dziecka. Początkowo człowiek myślał, że jest w stanie wszystko ogarnąć. Wczesne wstawanie, praca na pełnych obrotach, nowe zagadnienia i nie łatwe, bo zamówienia publiczne, multum ustaw na tapecie, kalkulacje, projekty, klienci itp Wracasz po pracy szybko coś jesz i jedziesz z dzieckiem na terapie do miasta, z którego nie dawno wróciłam z pracy. Tak 3 razy w tygodniu w różnych ośrodkach terapie zaliczasz po pracy. Wracasz już pod wieczór, a tu jeszcze drugie dziecko, obróbka dzieci. Dzieci śpią i praca przyniesiona do domu, bo gorący okres i lecę na redbulu do 24 lub 1 nad ranem a potem wczesne wstawanie. Gdzie był w tym czasie mąż. Rozwijał się, w końcu skończył kolejną podyplomówkę i zakładał firmę. Zawsze byłam zdania, że mógł zrobić to szybciej, ale akurat wybrał moment, gdy pojawiły się problemy zdrowotne młodszego dziecka, a on praca z nienormowanym czasem i nigdy nie było wiadomo, czy da rade pojechać na terapie.
No i stało się. Trzeba było podjąć decyzje, ale kosztowało mnie to dużo. Musiałam iść na terapie, by przepracować sama ze sobą tą rezygnację z pracy. Może to dziwne, ale naprawdę był to trudny czas i w małżeństwie i nie łatwy w firmie i do tego moja mama, która w tamtym czasie nie umiała pewnych rzeczy zrozumieć. A w tym wszystkim 2-latek, który zamiast zacząć budować krótkie zdania, traci umiejętności wcześniej nabyte. Wpada w szał z dziwnych powodów, albo bez widocznych powodów i trzeba wynosić go do przedpokoju, by nie zrobił sobie krzywdy, nie kontaktuje jak do niego mówisz, nie patrzy na Ciebie, jest wiecznie rozdrażniony.
Zrezygnowałam z pracy, która poniekąd była moim wentylem, miejscem ładowania baterii. I tak w tym stanie kwitnę 6 lat. Całe przedszkole syna minęło na terapiach, usamodzielnianiu, ciągłego wymyślania jak pomóc Pawłowi. A w międzyczasie starszy syn dostał diagnozę i on też objęty został terapia. Tak zleciały mi latka przy dzieciach i jak ktoś napisze, że super się miałam, to mu odpiszę, że zanim wyrazi opinie niech się zamieni. Fakt moje dzieci obecnie funkcjonują jak na swoje niedoskonałości całkiem dobrze,ale i mnie i dzieci kosztowało dużo wysiłku a mnie dodatkowo zdrowie.
Tak od 3 lat próbuje wrócić na rynek pracy, bez skutku. Już nie pamiętam na ilu rozmowach byłam. Jestem tu gdzie jestem. Ale nie jestem egoistką tylko dlatego, że zbieram na studia podyplomowe. Moje dzieci są zabezpieczone pod wieloma względami, sama płacę rachunki, opłacam zajęcia dzieci, dokładam do wyjazdów, prezentów, czy nie raz do zachciewanek ( nie wszystkich). Poza tym włożyłam dużo energii, czasu i pieniędzy w ich rozwój, więc nie będę czuła win, że chce zainwestować w siebie. Nie żebrze, nie kradnę, a robię jeszcze dobrze dla innych, bo ktoś może u mnie kupić coś taniej a ja w końcu odgracę dom.
O kurka to się rozpisałam. Jakby ktoś miał to czytać, to by nie doszedł pewno do połowy haha. Ale jakby nie było mogę te wpisy traktować również jako oczyszczenie siebie.
A wracając do dzisiejszego dnia. Dziś mąż wyręczył mnie w odtransportowaniu syna na zajęcia, więc miałam czas na porządki dalsze i na wystawianie na Poligonie. A musze stwierdzić że już pierwszego dnia sprzedałam rzeczy na kwotę blisko 500zł, to chyba dobry początek ;) Oczywiście nie mam jeszcze kaski, ale że to u znajomych, którym zawiozę rzeczy to wiem gdzie ścigać haha.
Jutro zapowiada się intensywny kurs do Cieszyna. Mam do załatwienia sprawę osobista, ale też wielu osobom wiozę rzeczy haha, jak czegoś nie pomieszam to będzie bombastycznie. Sporo akurat na jutro mam zapisane. Ale to będzie krok do ładu ;) Na koniec coś dla przyjemności czyli odwiedzenie Emi. Oj dawno mnie u niej nie było, wiec troche może poplotkujemy. Ale o Emi więcej innym razem, bo to wyjątkowa moja bratnia dusza.
Życie dało mi tak wiele, a większą część nie doceniałam. A jakich cudownych, wyjątkowych i wartościowych ludzi spotkałam. O tych osobach warto napisać, ale nie jako jedno zdanie, należy im się coś więcej.
Cóż późno już, trzeba prysznic zaliczyć i w kimono.I nie zapomnieć podziękować za dziś :)
Komentarze
Prześlij komentarz