Hmmmm, Czym ja mogę podzielić się ze światem? Nie łatwe dla mnie pytanie. Wielu z automatu odpowie, że sercem na dłoni, swoimi talentami, inteligencją, dobrocią, wyjątkowością a może pieniędzmi. Czyż nie każdy ma serce, tylko czasami o nim zapomina lub nie słucha. Każdy ma talent, a często go nie dostrzega i nie docenia. Z inteligencją może się nie rodzimy, ale każdy może intelektualnie się rozwinąć i w obecnych czasach dla mnie to chyba pieniądze już tak nie rządzą w kwestii pozyskiwania wiedzy. Każdy rodzi się dobry i jesteśmy wystawiani na próbę całe życie. Każdy jest wyjątkowy i inny. Nie ma co się porównywać. Pieniędzmi nie każdy  jest w stanie się nimi dzielić, a Ci co się dzielą, to też mają różne powody.

A czym ja się dzieliłam do tej pory ze światem? Czasami myślę, że naiwnością, uległością, ciągłym przytakiwaniem. Ale też dzieliłam się zaangażowaniem, pomocą, otwartością, kreatywnością.  Myślę, że mam w sobie cechy, które mogę wykorzystać w ramach rozwoju osobistego, tylko muszę też je odświeżyć i popracować nad innymi. Od kilku lat walczę z lenistwem, z obojętnością, wiecznym dołowaniem, użalaniem się, zgadzaniem się na wszystko. Ciężko wyjść z takiego amoku. Próbuje, potykam się, nie raz zaliczam niezłą glebę, ale co mam znowu dać ciała, znowu siedzieć i czekać na to co los lub inni ludzie mi przyniosą. Mam godzić się bez zająknięcia. Chyba wagą sukcesu nie jest to ile razy upadniesz, a to że za każdym razem wstajesz. 

Dziś też wstałam z bólem głowy. A tu ani imprezy nie było, żeby zwalić na kaca, raczej spokojna nocka, bo ostatnio spanko jest na wyższym poziomie. Domyślam się, że powrót po niespełna miesiącu do nauki jeszcze zdalnej i stawanie miedzy 6.30 a 7 daje się we znaki, do tego dni kobiece, które całkowicie mnie rozregulowały. A poza tym dużo na ekranie siedzę, bo szukam, czytam, planuję. Coraz więcej analizuję pod kątem zdalnej pracy jako wirtualna asystentka, więc analizuję oferty pracy, umiejętności już istniejących asystentek, analizuje które kursy czy studia podyplomowe brać pod uwagę. A co w tym najlepsze, że każdego dnia mam bardziej wyraźny obraz jaki jest mój cel i drogę do celu, plusy i minusy. Coraz jaśniej też dostrzegam końcowy efekt moich starań i nie chodzi mi o pracę, którą bym chciała określić, jaka ma być. A bardziej wynik końcowy tej pracy w dalekim terminie realizacji - tzw. marzenie. Jak ja dawno nie miałam wyraźnego marzenia, wszystkie były zakopane gdzieś głęboko a teraz powoli wychodzą na światło dzienne.

Piszę i piszę, a konkretów z dzisiejszego dnia nie ma. Bo co napisać, że znów słabszy dzień - no tak. Wiedziałam, ze dzisiejszy plan nie wypali już wczoraj i jakoś nie zaplanowałam nic nowego. I dzień był o d... rozbić, nijaki, ciągnął się bez celu. Wyciągnęłam wnioski, takie dni uczą pokory. Nie da się w miesiąc zbudować czegoś wartościowego, jak przez lata się burzyło. Trzeba od podstaw znowu długo wznosić silne mury, a czasami i tak powstanie nie jedno pęknięcie. Dobre w tym jest to, że mam tego świadomość, do tego wewnętrzny bunt, że taki dzień był, ale też trzeba się nauczyć odpuszczać i nauczyć się, że nic nie przychodzi łatwo. 

Pozytyw z dzisiejszego dnia to na pewno i czytanie książki, ogarnięcie obiadowe, kolejne analizy rynku, pomysł na "Poligon Elki Bruksselki" - ale to jeśli wypali, to więcej napiszę, pogadanka ze znajomą, usztywnienie serwetki i tym samym zorganizowanie prezentu dla Mamy na urodziny - dla mnie wyszło super. Zamówiłam książki o ciekawych osobach, co by wiedzieć jak oni dążyli do celu, by osiągnąć sukces. Ograniczyłam Tv - właściwie nie oglądałam nic, ale fakt coś po necie i facebooku biegam, ale więcej w ramach poszukiwać konkretów. Nie zjadłam nic słodkiego, uff, w przeciwieństwie do wczoraj. no i piszę kolejny dzień na blogu co mi "ślina na język przyniesie". Do znudzenia. A, że czuję zmęczenie, ciężką głowę i powieki,wyjątkowo chyba dziś zasnę przed 24 (mamy22:52). No to w kimono.

Komentarze

Popularne posty