Wracając do minionego dzisiejszego dnia. Niby miałam ciężki początek. Obudziły mnie zwierzaki o 4.40, potem do 5.30 próbowałam zasnąć. W końcu stwierdziłam, że jak tak leżę i myślę o działaniu, co zmienić itp, to może jednak wstanę o porze od kilku lat dla mnie zabójczej 😂 (zważywszy, że zasnęłam jakoś po 24) i zacznę działać. Nie wiem, co mnie tak nakręciło, zamiast choćby najpierw kawy się napić jak zwykle, poleciałam do pralnio-prasowalni i dawaj. Poskładałam i posprzątałam pranie, wrzuciłam nowe pranie, wyprasowałam sobie, dzieciom i mężowi ciuch na dziś, co nie często się zdarzało ostatnio, ogarnęłam kuchnie Potem mycie głowy i make up - tak nuda i normalka, ale dla mnie zmobilizowanie się do tak przyziemnych rzeczy nie jest łatwe. No i w końcu śniadanie i kawka. Potem obowiązkowe wyprowadzenie pieska, by nacieszył się śniegiem - co to była za radość, a potem suszenie 😅.
Dziś ponownie online konferencja od 9-13 odhaczone, w międzyczasie szydełko i robienie obiadu ze słuchawkami na uszach. Mąż twierdzi że wyglądam jak czołgista, ale co tam. Czy wszystko przebiegło dziś wg planu, hmm. Nie zrealizowany spacer z pieskiem i dziećmi, choc byliśmy już na naszej trasie, ale wróciliśmy bo buty nie te, a do tego Ori miała kule armatnie przy łapach i nie wiem jakby ona ten spacer przeszła haha.
Znalazłam też czas na 1,5 h materiał Kamili o asertywności promujący książkę, na przeczytanie ponad 30 stron właśnie tej książki. Zamówiłam też inny książki, ale ta właśnie chyba asertywność, a raczej jej brak, jest najprawdopodobniej powodem moich wewnętrznych i zewnętrznych walk. Ten miesiąc przegięłam zapewne z zakupami w sklepie KR, ale będę miała na czym pracować i się inspirować. Ani nic nie mówię mężowi, ciiiiiii.
W sumie mimo nie zrealizowania jednego punktu dzisiejszego programu dnia jestem zadowolona z siebie. Jutro będzie znowu dobry dzień, jest już plan, punkty - dalsza nauka samodyscypliny, wytrwałości i wdzięczności.
P.s. Moje dzieci dziś w końcu odkopały na dłużej gry planszowe. Trochę muszą chyba jeszcze ścierpieć mnie taką nabuzowaną i zmęczoną ich obecnością, po tych 6 latach ciągle z nimi. Cenię sobie spokój i niestety coraz częściej miałam i jeszcze mam potrzebę jakby izolacji od nich. Np. wyganiam ich na piętro, by się sobą zajęli, zamiast więcej czasu z nimi spędzić lub zagrać w planszówki. Mam nadzieję, że wrócę do nich i że nie będzie za późno, na nasze zdrowsze relacje, bo i tak pewno nie będą idealne, bo wiele zawaliłam ja, a raczej ja i mąż. O dzieciach pewnie napiszę w trakcie tego roku, bo wypada np. napisać dlaczego zrezygnowałam z kierowniczego stołka i od 6 lat jestem w domu, wcale nie miałam w planie. Dlaczego jestem niestety już tym zmęczona, przecież wychowywanie dzieci dla kobiet nie powinno sprawiać problemu kobietom. A jeśli ma się wyjątkowe dzieci? O ich wyjątkowości może coś napomknę.
A teraz: bez odbioru.
Komentarze
Prześlij komentarz