Gdybyśmy jak "Struś Pędziwiatr" ciągle gnali, wymagali od siebie heroicznej walki czasami nie wiadomo o co, czasami po prostu dla zasady, albo nam tak wpojono, albo chcemy coś komuś udowodnić. Ale taki pęd daleko nas nie zaprowadzi, bo musi w życiu być harmonia, umiar i oddech. Ale też nie można siedzieć z założonymi rękami w fotelu i czekać, co życie przyniesie a raczej narzuci. 

            Dziś niedziela, więc dla wielu wg wiary dzień święty należy święcić. Ja niby jestem katoliczką, ale daleko mi do tej wiary. Może mnie nie nauczono tej wiary, bo za dziecka pamiętam jak okrężnymi drogami chodizło sie do kościoła z bratem lub znajomymi. Nie chodziłam z rodzicami, jedynie tyle co do komunii musieli zaprowadzić. Ale prawda jest taka, że przez lata obserwowałam ludzi w kościołach ( bo trzeba było czasami pochodzić) i uczestników i prowadzących. Niestety moja wewnętrzna ja nie czuje tej wiary, a może czuję, że to nie jest prawdziwa wiara w Boga. Twierdzę, że Boga ma się w sercu i nasze życie uczynki świadczą w  jakiego Boga wierzymy. Kajanie się na klęczkach co niedzielę, a potem ubliżanie najbliższym, czy zakłamanie na co dzień, czy pazerność, krzywda bezbronnych - to odepchnęło mnie daleko od tej wiary, a zwłaszcza od instytucji kościoła. Ale to nie znaczy, ze nie wierzę (dla wielu nie),to jest może i moja samozwańcza wiara ale nikomu do tego, każdy ma prawo wyboru (tak powinno być). Nie jeden może się obruszyć, ale to jego problem. 

W związku z powyższym  nie czuję obowiązku pójścia przy niedzieli do kościoła no wiec można rzec, że więcej czasu miałam, ale na co - czy bardziej było działanie czy raczej spowolnienie. Daje sobie prawo przy niedzieli łapać oddech, od co. Wiem ostatnie dni nie były może ekstra przeładowane czy zorganizowane, ale póki co te kilka dni przed kobiecymi dniami, muszę brać w poprawkę, z czasem myślę, że będzie lepiej. Jakby nie było punkty z planera zrobione. A dodatkowo wyręczyłam chłopaków z obiadem, bo normalnie maja przykaz robić w niedziele. Ale, że jednego dnia w tygodniu mąż ogarnął większą część obiadu, ja działałam dziś, ale szybciutko. Była chusta szydełkowa na tapecie i kurka kończy się włóczka i nie wiem, czy dokupić czy nie - zobaczymy. Czytałam książkę kolejną KR, jeszcze dziennik coachingowy trzeba  wypełnić, planer na najbliższy tydzień rozpisać.

Czy się dziś jakoś specjalnie urobiłam, chyba nie. Mieliśmy też wizytę znajomych z Franiem - hawańczyk. Dwa hawańczyki się wybiegały w śniegu i w domu a potem padły haha. Zrobiłam na kolejny tydzień menu i listę zakupów. Dziś postawiłam na odpoczynek. A od jutra wraca szkoła chłopaków online, ech. Niestety nie cieszy to, bo już długo to trwa, do południa muszę być na czatach, by w razie czego młodszemu pomóc, bo w szkole ma nauczyciela wspomagającego, a w domu muszę uzbroić się w cierpliwość - dobrze, że nie siedzą do 16 przed kompem.  Ale wracamy do wczesnego stawania, więc można rzec na korzyść dla mnie, więcej może poogarniam i podziałam. 

A teraz pora na dziennik ;)

Komentarze

Popularne posty