Z tym weź kogoś pod rękę łatwiej się pisze czy mówi, niż się urzeczywistnia. Można rzec, że pewno ktoś się znajdzie, ale czy należy iść z kimś przypadkowo napotkanym?. Czy całe życie opierać na rozważnych, dogłębnie zbadanych decyzjach, które nas nie zaskoczą?.  Pewne rzeczy, wydarzenia, ludzie, decyzje nie da się zaplanować, są zrządzeniem losu - choć mówi się tak miało być. Więc ile w naszym życiu jest przypadku a ile tzw "miało być"?. 

         No nie mamy na wszystko wpływu i może i dobrze, jakie to by było obciążające. Ale mamy wpływ też na bardzo wiele. Tak przewrotnie, ale można zauważyć, że jest w tym jakaś równowaga. Nie miałam wpływu na to w jakiej rodzinie się urodziłam, tj. czy zamożnej czy średniej klasie, czy w Polsce czy zagranicą, czy jako chłopak czy dziewczyna. Nie miałam wpływu na wychowanie mnie, bo wychowują nas Rodzice a nie my sami, choć widzę przypadki kiedy dzieciom jakoby przekazuje się rolę rodzica. Nie miałam wpływu na to, że mam brata 8 lat starszego, który jest właściwie bratem na papierze, bo utrzymywanie normalnego ze mną kontaktu nie wiem, czy czemuś przeszkadza. Nie mam wpływu na to, jacy są moi rodzice, bo ja w ich nie wychowałam i nie jestem w ich głowach. I padło ważne też stwierdzenie "ja ich nie wychowałam" Tak wychowanie jakoby ma na nas wpływ, ciągnie się za człowiekiem wiele lat i bardzo często jest kulą u nogi. Ale nie trzeba się nad tym rozczulać. Jak ciąży, trzeba znaleźć sposób, by się uwolnić.

        A na co mamy wpływ - lista bez końca. Poczynając od lat dzieciństwa, gdzie wybieramy znajomych, przyjaciół, nie raz na całe życie. O ja mam dwie takie osoby. Przyjaźń od dziecka, z osiedla, ze szkoły i mimo, że dzieli nas wieeeeleeee km, czuję ich bliskość, bo noszę w sercu. 

        Aga - Fafra, od żłobka razem, mimo, ze w szkole rozdzielone do innych klas, mimo, że inne licea, studia, potem i teraz inne miejsca zamieszkania, zawsze gdzieś była i jest. Wyjątkowa osoba, o wyjątkowej sile wewnętrznej, wiarze, samozaparciu i zawsze gotowa dać kopa, by Cię zmotywować. Mama 2ki świetnych dzieciaków i żona faceta, który ewidentnie do niej pasuje. Mało znam par, które mi, że tak powiem "leżą". Mieszka od lat w Irlandii, nie mamy kontaktu każdego dnia, nawet nie ma takiej potrzeby, ale zawsze gdzieś myśli ciepłe o niej krążą. Cenię sobie przyjaźń z Agą i mimo, ze nie we wszystkim się pewno zgadzamy to się szanujemy.

        Bożena- kolejna z pierwszych po Fafratce (ksywka) psiapsióła. W trójkę zresztą mieszkałyśmy na jednym osiedlu. Przyjaźń rozkwitła w liceum, choć znałyśmy się dłużej. Bożena miała swoje przejścia,  ale dzięki nim na pewno też stała się silniejsza. Zawsze się wspierałyśmy. Mieszka w Anglii i też nie mamy na co dzień kontaktu. ale jest mi bliska i o nie j myślę. Ma cudne dzieciaki i jest wspaniałą mamą. Wiem, że mogę na nią liczyć. 

        Szczerze brakuje mi ich w Polsce, ale jeżeli ich świat jest właśnie tam i tam są szczęśliwe to bardzo się cieszę. A w dobie takiej cyfryzacji już nie przeszkadza odległość.

W sumie przyjaźni zawarłam znacznie więcej przez swoje życie, ale mimo, że są dla mnie wartościowe, to nie są to przyjaźnie na tym samym poziomie co z Agą i Bożeną. Chyba tak to jest, że prawdziwe 100% przyjaźnie są nieliczne. Następne są już inne, choć wiele wnoszą w życie i się je docenia.

Na to z kim się przyjaźnie mam raczej wpływ. Choć czasami sobie myślę, że niektóre osoby przez przypadek są w gronie bliskich znajomych. Czasami mam wrażenie, ze za bardzo do siebie dopuszczam osoby z zewnątrz i otwieram się zbyt wylewnie i niepotrzebnie. jestem bardzo może za bardzo otwartą osobą. Potrafię z pierwszym spotkaniu poruszać swoje zbyt prywatne sprawy, a po co? Może szukałam zewnętrznej aprobaty wśród ludzi , nawet tych co dopiero poznawałam. Przez jakieś swoje wewn braki, niedowartościowanie uzewnętrzniałam się obcym osobą. Czy mi to coś dało, jakiś korzyści teraz nie widzę, a wcześniej chyba musiało wypełniać jakąś pustkę.

Czy teraz odczuwam pustkę? Może ujmę to tak - walczę z nią i zapełniam w inny sposób. Może będzie to kosztem ludzi mi bliskich, może kosztem czasu, który muszę poświęcić na zapełnianie pustki. Ale wierzę, przynajmniej chce, że obrana droga doprowadzi we właściwe miejsce, gdzie będą CI właściwi ludzie, w tym też przyjaciele.

Trochę polałam wodę. Dziwnie się rozpisuje bez ładu i składu. A tu minął kolejny tydzień i 1 dzień ;)

No cóż miało być wczoraj wyszło dziś, ale nie z niechciejstwa, a raczej niedyspozycji. Dopadło mnie przeziębienie i połączone z babskimi dniami rozłożyło mnie na łopatki. A co nam przyniósł oprócz przeziębienia tydzień? Dalszą pracę nad sobą. Kurcze jak to jest trudne samemu się ogarnąć, gdy jeszcze do końca nie masz konkretnej wizji na siebie, tylko tak próbujesz po omacku. Chcesz sprecyzować cel, a wiecznie albo pojawia się ich kilka na raz albo szukasz tego właściwego. Ciężko mi zaplanować dzień po dniu w palnerze. Pojedyncze elementy jestem w stanie wpisać, a potem pustka i tak chaotycznie cos robię. Rozbija mnie do tego ta edukacja zdalna, gdzie trzeba nie raz oderwać się od swoich rzeczy, by iść młodszakowi pomóc lub go uspokoić. Potem zaś z psem trzeba wyjść, a to kurna obiad ogarnąć - część dnia która obecnie mnie najbardziej męczy  i zniechęca. I tak rozwalone do południa i gdzieś ewent miedzy 14-15 można coś bardziej sobie popracować. No muszę na siebie znaleźć sposób, bo to bezsensowne.

W tym tygodniu dodatkowo swoją energię gdzieś straciłam na rzecz sprawy owszem mi bliską, bo dotyczy dzieci, ale nietyczy mnie bezpośrednio. A to trzeba  było pisać do ludzi, a to dzwonić i coś omawiać, a to coś ocenić, a w rezultacie się pochorowałam, nie zrobiłam tego co chciałam zrobić i się nie wysypiałam. No ale z mojej strony myślę, ze sprawa już aż mnie tak bardzo teraz nie absorbuje i liczę, że skupię się brzydko egoistycznie na sobie. 

W końcu przeczytałam książkę o Netfix, naprawdę godna polecenia. Kończę kolejną książkę Kamili Rowińskie "Buduj życie..." i zaczęłam czytać "Sztukę Szczęścia" wg Dalejlamy. Z kursów WA powoli kończę Exela - no mimo, ze coś tam wiem z tego programu, coś się nowego dowiaduję, ale też nie wszystko jest dla mnie jasne. Będzie trzeba utwalić. Zaczęłam Wordpressa, ale to wyższa półka i muszę się zastanowić nad nazwą firmy, by założyć domenę na serwerze. Wiąże sie to z kosztami i się zastanawiam czy to teraz robić, czy jak już będę bliżej swojej firmy. No ale bez sensu raczej czekać, bo to jest uczenie się praktyczne. Zobaczymy. Kurs stricte WA też powoli dalej ciągnę, ale też chyba muszę inną metodę obrać przy robieniu tych modułów, bo się pogubię.

Język angielski, mam za sobą 2 lekcje, jutro 3cia. Wiola no dobra jest ok, choć trochę mam wrażenie, ze mimo, że płacę grubą kasę za te lekcje ma do tych lekcji zlewający stosunek. Może to tylko wrażenie, ocenie po jakimś czasie. Najbardziej mi się rozchodzi o to, że jak mam jakieś zadanie czy o coś proszę, Wiola obiecuje posłać, ale posyła to dzień lub dwa dni przed kolejną lekcją. Ale może mam uprzedzenia lub się nie znam. Daje jej czas, bo jak to się mówi musimy się dotrzeć może. Metodę uczenia się jeszcze nie do końca obrałam. Staram się obecnie przynajmniej 3 razy w tygodniu zerknąć na angielski, choć różnie z tym bywa. Plan zakładał codzienną naukę, a życie i moja natura pokazuje swoje. Ale nie ma co się zniechęcać i chwalić się za każdy mały krok. Co by tu jeszcze napisać. Aaaa w końcu odwiedziła mnie Grażynka, której sporo nie widziałam, a wiecznie nie mogłyśmy się spotkać. Koniecznie trzeba to odnotować, bo w końcu dotarła z Maćkiem. Super, że się jej układa. Czasami wychodzi na to, że trzeba pół życia przeżyć z kimś, kto Cię nie docenia, by potem wypełnić pustkę i czuć szczęście całym sobą. 

        I tym miłym akcentem zakończę wypociny.

P.s.  Dzieci jeszcze żyją hahahha. Jakby się ktoś zastanawiam dlaczego tak skromnie tu o dzieciach hahahaha.


 

Komentarze

Popularne posty