Luty pełen wzlotów i upadków
To zatańczmy z nią walca ;) Uwielbiam mgłę, choć nie specjalnie jako kierowca a bardziej cichy obserwator. Kryje w sobie tyle magii, tajemnicy i piękna. Wydaje się być przy tym delikatna w swej bytności.
To mnie wzięło na melancholijny wstęp ;) A tu trzeba zdawać relacje z ostatniego tygodnia i podsumować luty, bo za drzwiami marzec.
Ostatni tydzień coś dobrego, ale też ofiarował co nieco pokory. Do dobrych rzeczy można zaliczyć:
- odwiedziny u Rodziców - ostatnimi czasy relacje są spokojniejsze, chyba 3miesięczna przerwa w kontaktach z mamą była wskazana, choć to człowiek z tych, co się nie zmieni, więc na cuda nie liczę a liczę na siebie i mój wewnętrzny spokój i asertywność nad którą pracuję;
- odwiedzinki u Emilki ;) - ostatnio mam dla niej mało czasu i rzadziej ją odwiedzam, ale to też przez ustawienie priorytetów w kierunku samorozwoju. Uwielbiam nasze pogaduchy, kółeczka na stawach, ale fakt faktem, że nasze rozmowy, gdy są zbyt częste z reguły są o tym samym. I dobrze nam robi dłuższa przerwa ( jeśli tydzień lub dwa można nazwać dłuższą przerwą), nasze pogaduchy wejdą na inny poziom hahha;
- odhaczyłam kolejną lekcje angielskiego (4tą) - coraz lepiej się czuję na angielski, tj nie stresuje mnie tak gadanie i inne rzeczy jak przez pierwsze 2 lekcje, gdzie robiłam się purpurowa z intensywnego myślenia i stresu. Brakuje mi czasu na codzienne powtarzanie słówek, a może po prostu z organizacją u mnie jeszcze nie idealnie, ale już nie tragicznie.
- zaliczyłam pierwszy moduł Exela i mam pierwszy certyfikat z kursu WA. człowiekowi się wydawało, że jak robić tzw komputerowe prawo jazdy na studiach to jest "Bonzo" ;) No niestety nie, więc tym bardziej cieszę się, że miałam ten kurs, jeszcze wymaga u mnie treningu i zakupu kolejnych części. A potem będę "wymiatać" ;)
- nie małym sukcesem jest to, że mam w końcu roboczą wersję mojej strony, którą będę przez najbliższy czas tworzyć - to będzie dopiero wyczyn. Trzeba było kaske zainwestować, ale czego się nie robi dla rozwoju osobistego.
- trzeba zaznaczyć, że w tym tygodniu było kilka przecudnie słonecznych dni, które nastrajały optymizmem;
- a już na dniach w końcu wybiorę się z moją psiną na normalny spacer, bo ostatnie 3 tyg było podwórko z powodu cieczki;
- no i na koniec tygodnia plusik dla moich mężczyzn, którzy jak co niedziele gotują pyszny obiad ( to nic że wiecznie to samo haha), dzięki czemu ja mogę ten czas wykorzystać na coś innego, dziś na zadanie domowe z angielskiego.
Minusy tego tygodnia:
- nie mogłam ogarnąć PITów Rodziców, bo wyskakiwał błąd;
- kolejny tydzień zapomniałam zadzwonić umówić mi i chłopakom dentystę;
- kolejny tydzień zwlekam z kąpielą psa, zaraz tej rozczochranej kulki nie rozczeszę;
- napatoczyło się przeziębienie Pawła, więc 2 dni wycięte z życiorysu;
- większa część tygodnia pt. "Niewyspanie";
Można by tak płodzić esej, ale ciekawe dla kogo haha. Na koniec krótko o LUTYM.
Luty mimo tego, że z tyłu głowy mam "ALE" co do realizacji założeń, nie był najgorszy. Był owszem słabszy niż styczeń, no bo w pierwszym miesiącu pewno tak jest, że masz POWER za trzech i jedziesz z tym koksem. Przychodzi kolejny miesiąc i pierwsze fajerwerki entuzjazmu wygasają. Ale patrząc na całokształt i na ostatnie 3 lata "we mgle", dwa ostatnie miesiące to jak egzorcyzmy na sobie. Próba wygonienia z siebie złych myśli, lenia, ciągłego podążania za innymi, ślepej zgody na wegetację itp. Walka z nawykami zwłaszcza tymi złymi nie należy do łatwych zwłaszcza jeśli się im podawało rączkę tyle czasu. Już nie wspomnę o nawykach tzw zdrowego stylu życia - tu jeszcze mam ogromny problem; ale nawyk samodyscypliny, doceniania siebie i tego co nas otacza, dobroć dla samych siebie, wiara w siebie itd - te nawyki/gesty dla mnie są obecnie najważniejsze. Praca chyba na lata, jeśłi przez lata to było zakopane. Mimo wszystko cieszę się, ze tak dużo ( dla mnie bardzo dużo) udało sie zrealizować w lutym. Może nie przeczytałam 3 książek, ale 2 tak i dwie kolejne czytam. Może jeszcze nie umiem zaplanować swojego dnia czy tygodnia ale pracuję nad tym, może codziennie nie powtarzam anglika, ale póki co staram się być przygotowana na każdą lekcję. Może wiele przede mną, ale nikt nie powiedział że "Rzym od razu zbudowano" ;) Muszę popracować nad planerem, nad rozpraszaczami, miejscem pracy i odpoczynkiem i zdrowym trybem życia przy tym, czy to wszystko da się ogarnąć? Da się, ale początki bywają trudne, ale trzeba działać, próbować i nie biadolić. Jestem wdzięczna, że mam w sobie energię na odkrycie siebie i swoich nowych możliwości. Jestem wdzięczna, że mimo gorszych dni nie użalam się, a uśmiecha się do siebie, jestem wdzięczna za to co mnie otacza, za to że mam ogód, który będę mogła za jakiś czas upiększyć, że mam męża, który przy mnie trwa mimo natury samotnika i samowystarczalnej osoby, za dzieci, które potrafią mnie w sekundę wyprowadzić z równowagi ileś razy dziennie, a mimo to kochają swoją zwichrowaną matkę. Jestem wdzięczna rodzicom za to, że wychowywali mnie tak jak umieli, jestem wdzięczna sobie za to, że dałam sobie szansę, by znów się do siebie uśmiechać i tulić w ciepłych myślach.
I tym miłym akcentem mogę zakończyć esej o Lutym i w skoczyć w łóżkowe pielesze ;)
Komentarze
Prześlij komentarz