Ale czy to my sami budujemy fundamenty, czy początek wszystkiego jest od nas nie zależny? Wydawać by się mogło, że fundamenty wywodzimy z dzieciństwa, gdzie to nie my kreujemy nasze podstawy myślenia, czucia, działania. Ja wiem, że moje lata wczesne wywarły na mnie duży wpływ, przez co w dorosłe życie weszłam z popękanymi fundamentami i kolejne lata próbowałam bezskutecznie łatać rysy. Lata mijały a ja coraz bardziej się pogrążałam i coraz więcej pęknięć się pojawiało. Aż nadszedł dzień, że pomyślałam - ja mogę, a nawet powinnam być twórcą nowych fundamentów, przeprowadzić się w nowe mury, gdzie będę czuć się bezpiecznie, będę ładować się pozytywną energią i decydować komu i czemu drzwi otwierać. Czasami trzeba odpuścić, by powstała nowa przestrzeń, nowa jakość, nowa ja. Od przebudzenia dużo nie minęło, a że dzieło moje wymaga czasu, sił, cierpliwości, wiary, więc na sukces ten największy jeszcze sobie poczekam. Ale wiecie co, ja już odczuwam wewnętrznie ten sukces, jest mi bliższy niż dalszy, czego wcześniej w moim życiu nie było. Pewno będą wzloty i upadki, nie raz upadnę, ale wstanę, emocje będą z sobą walczyć. Czy warto, a czemu nie. Rezygnując właściwie mogłabym iść na cmentarz zakopać się żywcem. A na to się nie godzę.
Jak minęło pół tygodnia, kiedy nie pisałam blogg'a. Z pewnością miałam szansę kilka razy więcej pospać, bo wcześniej kończyłam "biesiadowanie". Sen bardzo doceniam, choć póki co ciężko rezygnować z działania, gdy doba za krótka. Fakt jest jeden, najchętniej, najłatwiej pracuje się, uczy, gdy dzieci są cichutko, czyli wieczorową porą i nie trzeba się tysiąc razy odrywać od zadań, jak np. w takcie lekcji online. Dlatego schodzi mi wieczorową porą.
Jak już chyba pisałam, rozpoczął się kurs z języka angielskiego, na którym muszę się nagimnastykować. Mam tylko nadzieję, ze dobrze wybrałam i że pieniądze nie pójdą w błoto - rozchodzi się o wybór szkoły. Tym bardziej że książki zamówione.
Zaczęłam też kurs WA. Zaczęłam Exel'a, którego niby znałam, ale odkrywam na nowo i coś czuję, ze przejdę jeszcze przez kurs bardziej zaawansowany. Wstęp do WA też już zaczęłam. Zeszyt założony, notatki robione. Tu też poniekąd czuję niedosyt, ale część rzeczy będzie trzeba dorobić i też poszukać. Jedno mnie trochę irytuje, ze tak późno się obudziłam, bo już na rynku sporo WA, które ma doświadczenie, a ja od zera zaczynam i zanim dojdę do pierwszej firmy to może być przesyt. Trzeba więc zacząć myśleć o swojej niszy, o swojej specjalności, to coś co będzie mnie definiować. Jedna myśl przed sekunda przyszła mi do głowy (gdzieś już krążyła w głowie). Myślę, że jedną z moich specjalizacji może być współpraca z różnymi fundacjami - tu muszę zgłębić przepisy. Ale myślę też o działaniach w zakresie ochrony środowiska, bo przez jakiś czas obracałam się w tym temacie, choć w okrojonym zakresie, ale nic nie szkodzi pouczyć się trochę hihi. A jeszcze mnie interesuje e-marketing, zamówienia publiczne i fundusze unijne. No i nic mi nie zostanie tylko się sklonować haha. Po prostu standardowo dużo kłębi mi się w głowie, mam nadzieję, że mi się rozjaśni, poukłada i moja droga będzie mimo zakrętów jasna i spełnieniem, które gdzieś głęboko noszę w sobie i przez tyle lat nie chce ujrzeć światła dziennego.
A co jeszcze w tym tygodniu minionym miało miejsce, czy robiłam coś co zbliża mnie do celu, poprawia samodyscyplinę?. Zaczytuję się w książkach, muszę w tym tygodniu skończyć 2 książki, by dalej czytać, bo trochę tego mam haha. To i tak sukces, bo nie pamiętam kiedy przeczytałam choć 1 książkę na miesiąc. Póki co trzymam się min 2 książki średnie, no chyba że książka będzie przepastna to się zobaczy.
Następny punkt jakie wykreśliłam w minionym tygodniu to rozwiezienie większości rzeczy z Poligonu i tych co rozdawałam darmo. Jeszcze sporo jakiś tam rzeczy zostało, ale najważniejsze, że większa część kamerlika ogarnięta, czyli rozdana, sprzedana i wyrzucona. Ale jeszcze musze ogarnąć dzieciaków odzież, buty i inne takie pierdoły. Ale byle do przodu.
Bywało ciężko co do nawyków, które wpisałam w planer i chyba musze jeszcze raz dobrze to przemyśleć. Plan na dany tydzień był jako tako zaplanowany i dawał do życzenia. Jak skończę tu pisać zaraz otwieram planer na następny tydzień i próbuję tym razem moje 3MIT zrobić godzinowo i może gdzieś z boku w ogóle dzień na godziny podzielić. może będzie łatwiej.
A rzecz z której jestem wyjątkowo zadowolona - zrobiłam ze starszakiem w sobotę jego upragnioną Lasanie , a przyznaje zwlekałam z tym, nie chciało mi się w ogóle. Ale potem pomyślałam, no ileż można "ciągnąć za nos", tym bardziej, że chciał pomóc. Ale jeszcze trochę chytrze pomyślałam;"kurcze zrobię i przynajmniej na miesiąc spokój" haha. Fajna matka nie ;)
A jeszcze na koniec tygodnia moja psiunia zrobiła nam niespodziankę i dostała cieczki. Bombastycznie. Trochę zaskoczyła nam, myślałam, że może za miesiąc a ty tadam - prezencik na sobotni wieczór haha.
No nic trzeba zniknąć znów na tydzień, by mieć o czym pisać :)
Komentarze
Prześlij komentarz